Forum Świat literatury Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Ostatnie dni lata

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Świat literatury Strona Główna -> Pióro w dłoń! / Nasza własna twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
letty
Nowicjusz



Dołączył: 29 Sie 2010
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:02, 17 Wrz 2010    Temat postu: Ostatnie dni lata

To jest 1. rozdział czegoś, z czego chciałam kiedyś zrobić powieść. Teraz mam zamiar zmiksować to z innym tekstem i jak skończę spróbować swoich sił w wydawnictwie... nieważne. Zależy mi na jak najszczerszej opinii.

Jeśli kiedykolwiek myślałeś, że jesteś najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem, że już nie masz się czym martwić, a wszystkie Twoje marzenia się spełniły, myliłeś się. Amelia LaCrime, średniego wzrostu szatynka o niesfornych włosach sterczących we wszystkie strony i wyjątkowo ciepłym spojrzeniu wspaniale komponującym się z ujmującym uśmiechem właśnie wracała pociągiem od swojej ciotki mieszkającej w małym miasteczku do domu. Prawdopodobnie to był najlepszy weekend jej życia. Wprawdzie należała do tych dziewczyn, do których wszyscy lgną, a ludzie, po których by się tego z pewnością nie spodziewały nagle zaczynają się zwierzać z cichą nadzieją w duchu, że wreszcie znaleźli przyjaciela, ale im dłużej chciała pozostawać sobą bez względu na wszystko, tym bardziej zaczynała mieć tego dość. Skrzyżowała ramiona na stoliku w pociągowym przedziale i uśmiechając się do samej siebie oparła na rękach głowę, by wyjrzeć przez okno. Zwykle choroba lokomocyjna utrudniała jej życie tak, że obserwując, co się dzieje na zewnątrz pojazdu dostawała mdłości, ale tym razem najwyraźniej zlitowała się jakby przeczuwała, że nie powinna przeszkadzać i pozwolić Amelii w dalszym cieszeniu się z życia. Był to wyjątkowo piękny majowy wieczór. Słońce właśnie zachodziło chowając się gdzieś za drzewami niewielkiego lasu, który znajdował się tuż przed wyjazdem z mieściny, w której Amelia spędziła ostatnie dwa dni. Rosewood to małe miasteczko gdzieś
w Georgii, o którego istnieniu wiedzą tylko mieszkańcy i ich znajomi, a każdy, komu uchyli się rąbka tajemnicy, że aktualnie tam przebywamy nie ma pojęcia gdzie to jest. Jest tam kilka sklepów, a w centrum miasta mieści się mały rynek, na którym można kupić dosłownie wszystko. Poczynając od żywności i ubrań, kończąc na meblach. Gdzieś wśród wąskich uliczek co niedzielę mieszkańcy wędrują do niewielkiego kościoła. Na samym końcu Rosewood, niedaleko lasu i w dość ukrytym miejscu znajduje się ulubione miejsce Amelii - małe jeziorko o wyjątkowo czystej wodzie. Latem, kiedy przyjeżdżała do cioci na wakacje zawsze przychodziła tam z kuzynką, żeby kąpać się w jego ciepłej wodzie i godzinami wylegiwać na brzegu, pozwalając słońcu pozbywać się wody ze skóry i niemal zmieniać krople w opaleniznę, podczas gdy Amelia i jej kuzynka, Cornelia rozmawiały o wszystkim. Tak samo było w ostatni weekend. To była dobra pogoda na szczęście. Za oknem wciąż zmieniał się krajobraz, ale Amelia zdawała się zupełnie tego nie zauważać. Przed oczami przelatywały jej jak klatki filmu wszystkie chwile spędzone w Rosewood, a uśmiech do samej siebie wciąż się pogłębiał.



- Hej, Millie. - Johnny, wysoki chłopak uderzająco podobny do siostry, który spokojnie mógłby być brany za jej brata bliźniaka gdyby nie różnica wieku, czekał na Amelię na peronie dworca. - Jak tam?



Pociąg w końcu się zatrzymał tym samym zmuszając dziewczynę do przerwania retrospekcji i opuszczenia pociągu, nie pozbawił jej niespotykanie dobrego humoru.



- Nie mogło być lepiej. - Odparła obdarzając go słodkim uśmiechem i ruszając
w stronę jego samochodu, by mógł odwieźć ją do domu.



Johnny był starszy od Amelii o parę ładnych lat. Od zawsze interesował się komputerami i techniką doprowadzając siostrę do szału świadomością, że w końcu porzuci hobbystyczne granie na gitarze i garażowy zespół pozbawiając ją znajomości gdzieś w Hollywood czy chociażby tego, że za pośrednictwem brata nie będzie mogła poznać jakichś przystojnych, utalentowanych chłopców, którzy pisaliby dla niej serenady i śpiewali pod oknem. Johnny i Amelia byli wyjątkowo zgodnym rodzeństwem. On pomagał jej w matematyce, a ona wyprowadzała na spacery jego psa. Przynajmniej zanim rozpoczął studia i wyprowadził się do college'u, a następnie znalazł sobie przytulne mieszkanko gdzieś na manhattańskim Greenwich Village, skąd jest kawałek do SoHo zamieszkiwanego m. in. przez Amelię i jej rodziców.
Och tak, kłócili się, to jasne. Rzecz w tym, że zawsze jakimś cudem nagle godzili, bez jakichkolwiek wyjaśnień. Kiedyś, gdy Amelia właściwie była jeszcze dzieckiem,
a Meredith i Logan LaCrime rozwodzili się, razem z Johnnym całymi godzinami rozmyślali, co zrobić, by ich pogodzić. Po wielu nieudanych i wyczerpujących próbach udało się, a wspólne planowanie zapoczątkowało przyjaźń między rodzeństwem, która wcześniej była wątła, jako że Johnny wciąż ubolewał, że jednak to nie brat, a siostra. Więź między nimi jednak nigdy nie była aż taka, żeby jedno zwierzało się drugiemu. Jeśli chodzi o to, nigdy się nie rozumieli. Ona była
z Wenus(usiłując dowieść, że jednak jest z Księżyca), a on z Marsa i poszukiwania porozumienia międzyplanetarnego zawsze prowadziły ich donikąd. Jednakże brat zawsze stał za siostrą murem, gotów pogrążyć każdego, kto ją zrani. Może właśnie dlatego nie miała chłopaka. Na jej szczęście mogła uczciwie przyznać, że nigdy nie była dziewczyną potrzebującej do życia przedstawiciela płci brzydkiej. Amelia LaCrime wysoce sobie ceniła niezależność i była wytrwałą feministką. Czasami jedynie tonęła w marzeniach układając w głowie rozmaite miłosne historie lub kontynuowała w myślach przeróżne dzieła bądź nieco zmieniała ich fabułę, ale potrafiła się w porę opamiętać i zejść na ziemię. Wolała zatroszczyć się o siebie
i swoje życie niż umilać zmyślony żywot równie fikcyjnej postaci. A jednak robiła to, kiedy tylko znalazła wolną chwilę i niemal podczas każdej lekcji w szkole.
Chyba że akurat trafiła się plastyka. Nigdy nie wiedziała, co tak naprawdę chce robić zanim jej hobby okazało się tworzenie różnych historyjek. Pewnego razu wróciła do domu ze szkoły niemalże biegiem, chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim zacisznym pokoju. Kiedy dotarła do małego, białego domku z uroczym ogródkiem, wspięła się po niewielkich schodach dzielących jej dom na dwa piętra i wparowała do swojego pokoju niedbale rzucając torbę na zasłane przez matkę zapewne tuż po wyjściu jej córki do szkoły łóżko. Pospiesznie wyjęła z szuflady blok rysunkowy
i naszkicowała scenę przedstawiającą dziewczynę biegnącą w deszczu ku ukochanemu, który stał czekając na nią z szeroko rozłożonymi ramionami naprzeciw niej, z brzegu kartki. Dotąd nieszczególnie interesowała się rysowaniem, choć nie miała z tym żadnych kłopotów. To był jeden z tych fantastycznych dni, kiedy uświadamiała sobie jak wiele może zmienić w człowieku pasja. Miała okazję właśnie odkryć swoją robiąc pożytek z godzinnego układania w głowie opowiadań, choć nawet nie pomyślała, że mogłaby pisać. Dostała olśnienia na wyjątkowo nużącej lekcji historii, gdy rozmyślała jak ona pozwoliłaby pogodzić się bohaterom jej ulubionej komedii romantycznej i doszła do wniosku, że to byłby ciekawy rysunek. Kiedy po nie najkrótszej chwili odłożyła ołówek, wyprostowała się i z uśmiechem stwierdziła, że udało jej się, a efekt przerósł jej oczekiwania, pomyślała, że dla niej ważne jest umieć wyrazić siebie bez pomocy słów. I tak jej zostało.



Gdy druga tego dnia podróż, z dworca do SoHo, dobiegła końca, Millie pożegnała się ze starszym bratem odjeżdżającym do swojego mieszania w Greenwich Village. Kiedy znalazła się w swoim pokoju, uśmiechnęła się z dumą na widok rysunków spoczywających na odrobinę zakurzonych szafkach i półkach oraz przyklejonych do ścian w jej pokoju. Było to całkiem spore, przestronne pomieszczenie, jakby podzielone na dwie części - sypialnię i pokój dzienny. Po wejściu do środka rzucało się w oczy wiecznie nieposprzątane biurko, na którym w małych pojemniczkach zostały z trudem upchnięte długopisy i ołówki. Owe pojemniki stały wśród zeszytów ze szkolnymi notatkami mieszających się z różnymi powieściami czy szkicownikami. Fotel przed biurkiem niespotykanie często można było wziąć za wieszak. To na nim Amelia zwykła szykować stroje "na jutro" czy też na jakieś specjalne okazje. W kącie pokoju, jeśli tylko zasłona była odsunięta, można było dostrzec ogromnego manekina przyodzianego w przecudną, fantazyjną sukienkę uszytą przez Amelię, kiedy to jeszcze ślepo podążała za modą narażając na bankructwo rodziców z marzeniem,
że nazwisko LaCrime będzie kiedyś tak samo znane jak Chanel czy Prada.
Naprzeciw manekina i sporej szafki, która wciąż była miejscem na niewielką maszynę do szycia i materiały pod oknem stał mały stolik, obok którego mieścił się wielki, czarny fotel przypominający gigantyczną, okrągłą poduszkę. Na środku pokoju nie można było nie zauważyć niskiego podium, które prowadziło do wielkiej szafy z ubraniami. Wystarczyło wejść po dwóch schodkach, by przejść do części pomieszczenia, które spokojnie mogło być oddzielone ścianą, jako sypialnia. Pod ścianą, w zakątku, który był nie widoczny dla osoby wchodzącej do pokoju stało ogromne łóżko zajmujące sporą część pomieszczenia. Naprzeciw niego znajdowała się niewielka toaletka z dużym lustrem ozdobionym małymi zdjęciami i pamiątkami, a na blacie Amelia ustawiła mnóstwo swoich kosmetyków. Wypadałoby wspomnieć, że cały pokój wypełniał jasny fiolet, na który zostały pomalowane ściany, ładnie komponując się ze szkicami, które lokatorka zostawiała absolutnie wszędzie albo przyklejała na ściany czy podpinała do korkowych tablic. Panował tu typowy dla Millie artystyczny nieład, który ona, ku zgryzocie swojej matki bezskutecznie proszącej córkę o posprzątanie, uwielbiała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aleey
Administrator
Administrator



Dołączył: 15 Wrz 2010
Posty: 1224
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:15, 17 Wrz 2010    Temat postu:

Hmm... Całkiem dobre, ale zakończyło się troszeczkę nagle i całość właściwie nic nie wniosła. Ale styl całkiem dobry, tylko gdyby to jeszcze miało jakąś kontynuację, to byłoby idealnie.

Ach, i jeszcze tak wspomnę, że w opowiadaniach lepiej nie pisać takich skrótów jak m. in., tylko napisać po prostu cały zwrot. Zawsze lepiej to wygląda.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Świat literatury Strona Główna -> Pióro w dłoń! / Nasza własna twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin